poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Stefan :I


   Rano przeczytałam, że dziś będzie szalał cyklon Stefan. "Pfft, jakie szkody może wyrządzić STEFAN". Cóż, ledwo doszłam do domu. A teraz wybaczcie, będę dalej próbować wypłukać piasek z zębów. :I



Stay happy!

Lilu

niedziela, 5 kwietnia 2015

Always sometimes late

 
Wesołych Świąt, kochani. Co z tego, że powinnam była wstawić to wczoraj... Że właściwie powinnam była wstawić COKOLWIEK już dawno temu.

   Ale przestanę przyznawać się do tego, że jestem okropna i powiem, że czas na zmiany. Nie wiem, kiedy nastąpią, ale zastanawiam się nad kilkoma rzeczami - między innymi nad tym, czy jest sens siedzieć na blogspocie czy wystarczy facebook - jak również nad nazwą i jakimiś deadline'ami, żeby zmusić się do rysowania.

   W każdym razie, mam nadzieję, że jesteście najedzeni i szczęśliwi,  i że jutro nie tylko deszcz was obleje.


   Stay happy!

Lilu

wtorek, 3 marca 2015

Narzekajka

Nudziło mi się w pociągu. I wyszło TO. Cóż, komiks ani szczyt literatury wysokiej to to nie jest, ale zawsze coś. Może za miesiąc coś narysuję. :I

Oh, narzekanie na rzeczy w internecie. Wszyscy to robią, więc w sumie, dlaczego ja nie?
A to, na co najbardziej narzekam w dzień powszedni to nie pogoda, nie jedze… no dobra, magiczne słowa „głodna jestem” wypowiadam z całkiem dużą częstotliwością, ale nie. Komunikacja miejska.

Jeśli pomyślałeś teraz – „O jeżu, nienawidzę komunikacji miejskiej” – może ci się to spodobać.
Jak każdego dnia, wychodzisz na przystanek, odpowiednio wcześnie, albo i nie i stoisz. I stoisz. I stoisz. Już nawet nie dziwi cię, że twój środek transportu przyjeżdża kilka minut po czasie – w końcu to norma. Grunt, że przyjeżdża. Iiii jest wypakowany po brzegi. Wciskasz się więc pomiędzy pana z aktówką a panią, która jakimś cudem znalazła sobie na tyle miejsca, że czyta wyczynowo – bo bądźmy szczerzy, czytanie na stojąco w autobusie powinno być oficjalnym sportem ekstremalnym. I wtedy to czujesz – zapach naftaliny i starych ubrań. Kawałek od ciebie starsza pani próbuje przepchnąć się na to jedyne wolne miejsce w całym autobusie i nic, powtarzam, NIC nie stanie jej na drodze. Serdeczne wyrazy współczucia dla tych, którzy poczuli jej łokieć na swoim brzuchu. Starsza pani w końcu dotarła do Mordoru i z westchnieniem ulgi godnym Frodo, który właśnie wrzucił pierścień w ogień pomieszanym z jękiem Goluma spadającego za pierścieniem oklapła na siedzenie. Dobrze, aktówka twojego sąsiada przestała wbijać ci się w udo, już prawie możesz oddychać, jedziemy. Oczywiście, zatrzymanie na kolejnym przystanku nie może obyć się bez ostrego hamowania ze strony kierowcy, więc pan i jego aktówka lądują na tobie, a kobieta z książką udaje, że rurka, która właśnie wbiła jej się w mostek wcale jej nie ruszyła.

I wtedy, na tym przystanku, wsiada kolejna porcja migrującego ludu – w tym dres z kebabem, który postanowił dokonać konsumpcji właśnie tu, obok ciebie. Orientujesz się, że w sumie to ścisk jest tylko przy drzwiach, między siedzeniami jest dużo wolnego miejsca, ale NIKT NIE JEST NA TYLE INTELIGENTNY, ABY PRZESUNĄĆ SIĘ CHOCIAŻ 10 CM. Więc stoisz, wąchasz zapach naftaliny pomieszany z kebabem i odorem piwa, bo na drugim końcu autobusu pan żul postanowił urządzić sobie libację. Łup – znowu hamowanie. W tym momencie i człowiek bez choroby lokomocyjnej odczuwa potrzebę wyjęcia torebki i zwrócenia śniadania – a jeśli – jak ja – masz jeszcze chorobę lokomocyjną, to miejmy nadzieję, że masz dużo samokontroli.
W końcu nadchodzi ten upragniony moment: przystanek, na którym masz wysiąść objawia się jak Ziemia Obiecana, dziękujesz Bogu, czy komukolwiek lub czemukolwiek, w co wierzysz, że kobieta z książką nie musiała sobie kupić nowej po ataku twojego śniadania, słyszysz anielską muzykę, na przystanek pada światło, otwierają się drzwi iiii….

Zatrzymujesz się na plecach dresa, który szczęśliwie skończył już pożeranie kebaba, ale ani myśli ruszyć się sprzed drzwi, bo jego przystanek jest następny i nie obchodzi go, że ten jest właśnie twój. Nie. On stoi.

W końcu dostrzegasz lukę w masie ludzkiej i próbujesz wyjść, ale czeka cię jeszcze jedna przeszkoda.

HORDA ZOMBIE PRZED DRZWIAMI.
Zawsze. Tłum ludzi, którzy nie rozumieją, że ludzie oprócz wsiadania, chcą też z autobusu wysiąść i nie zostawiają na chodniku ani jednego miejsca na twoją – bądź, co bądź – wcale nie taką gigantyczną stopę. Może jakaś rozumna istota przesunie się trochę po twoim „przepraszam” i autobus wypluje cię na zewnątrz. Jeśli tak, halleluja i do przodu, powietrze jednak istnieje, chwilę zajmuje ci odzyskanie jakiegokolwiek samopoczucia i przestrzeni osobistej, bo ta już dawno spakowała walizki i wyniosła się do mamusi.


Jeśli jednak nie uda ci się wysiąść – spokojnie – na następnym przystanku wysiada dres. Trzymaj się jego pleców. W sumie spacer też ci dobrze zrobi, Prawda?

czwartek, 1 stycznia 2015

Bede grał w gre


   Szczęśliwego Nowego Roku! Zdanego semestru i całego roku - czy na studiach czy jeszcze w szkole, licznych przypływów gotówki i miłości i w w ogóle szczęścia w życiu. 
   Ale serio, sylwester w dresach to najlepszy, jaki może być. 



P.S. Pozdrowienia dla wszystkich ludzi, którzy spędzili ze mną tego sylwestra w star warsach. I puszczali fajerwerki na flocie. :I
P.S.2. I dla Hustyny, za to, że derpiła przez pół nocy.